Firma Nintendo Co., Ltd rozpoczynała swoją przygodę ze światem elektronicznej rozrywki jako producent gier, już w latach siedemdziesiątych wydane przez korporację serie Mario i Donkey Kong święciły triumfy na konsoli Atari 2600

(Oprócz tego Nintendo zajmowało się też produkcją różnorakich automatów “na żetony”). Jak to w życiu bywa, musiał kiedyś nastąpić moment zwrotny, apetyt rósł w miarę jedzenia i firma zamiast dalej “robić gry” postanowiła stworzyć własną platformę. Tak oto zaczęła się jedna z najbardziej niezwykłych historii konsoli…

W lipcu roku pańskiego 1983 firma Nintendo zaprezentowała na rodzimym (japońskim) rynku system gier, nazwany Family Computer (w skrócie FAMICOM). Projektantem tego cuda był Masayuki Uemure (później z robotnika stał się on dyrektorem jednego z ośrodków Nintendo, dostał własną grupę ludzi z którą stworzył 16-bitowe SNES, ale to już inna historia ;])
Konsola w Japonii odniosła nieprawdopodobny sukces, przez jeden rok sprzedano 2,5 mln (słownie – dwa i pół miliona!) sztuk. Niewątpliwie przyczyniły się do tego konwersje znanych już gier Donkey Kong i Mario (o których pisałem wyżej), w wersji na FAMICOM były one dużo bardziej rozbudowane. Ostatecznie w Kraju Kwitnącej Wiśni, do 2003 roku – kiedy to zakończono produkcję, sprzedano, według różnych źródeł (uwaga liczby mogą zaboleć! ;]) od 15 do 20 milionów egzemplarzy konsoli i ponad 150 milionów kartridży z grami!!!

Pegasus Historia

Co jednak było tak niezwykłego w “normalnej” platformie do grania? Przede wszystkim wygląd i rozmiary, śliczna kremowa barwa (tak, to nie był biały kolor) z czerwonymi akcentami przypadła klientom do gustu. Wielkością konsola była zbliżona do odtwarzacza płyt CD, miała na środku spory “przesuwak” do wyjmowania kartridży oraz przycisk “reset” i oczywiście włącznik. [obrazek 1]
Do tego dochodziły kontrolery, troszkę niewygodne, prostokątne, ale bardzo funkcjonalne. Posiadały przyciski kierunkowe oraz przyciski akcji “A” i “B”, na pierwszym padzie były jeszcze guziczki “Start” i “Select”, zaś w drugim wbudowano mikrofon służący np. do grania w gry typu karaoke. [obrazek 2]
Całość uzupełniał pistolet optyczny, zasilacz, przewody do podłączenia konsoli pod TV oraz rozdzielacz (przełącznik sygnałów). [obrazek 3] Jak takie cudo mogło nie odnieść sukcesu? 😉

Pegasus

Po zaopatrzeniu w produkt sporej części Japończyków, firma postanowiła zawładnąć również zagranicznymi rynkami, oczywiście na pierwszy ogień poszły Stany Zjednoczone (tu platforma pojawiła się w roku 1985) – miliony ludzi, kraj bogaty – same pozytywy.
Nic bardziej mylnego – Nintendo popełniło masę błędów, oprócz faktu, że Amerykanie byli nieco zrażeni do gier wideo (głównie za sprawą Atari 2600 i 5200, które po pierwsze były drogie, po drugie nie były ze sobą kompatybilne i na obydwie platformy gry wychodziły oddzielnie a po trzecie były zawodne), był jeszcze inny aspekt – przystosowanie konsoli pod “coca-colo-pijcowe” amerykańskie dzieci. Wygląd został zmieniony na pseudonowoczesny a nazwa z sympatycznego FAMICOM przekształciła się w surowe Nintendo Entertainment System (NES). Nie specjalnie te zmiany spodobały się potencjalnym nabywcom. [obrazek 4]

NES

Przez te potknięcia firma zamiast zarabiać w Stanach, zaczęła dokładać do produkcji. Wtedy jednak władze Nintendo wykonały rewelacyjne chwyty marketingowe, najpierw wprowadzono znaki jakości a następnie dodano gwarancję na darmową wymianę konsol (i gier), które zepsuły się bez winy użytkownika. Tymi posunięciami Japończycy trafili idealnie do serc Amerykanów. Jak można się domyśleć z pomysłów Nintendo korzystała konkurencja (i do dziś korzysta, przecież znaki jakości na sprzęcie elektronicznym, to w tej chwili norma). Na rynku w USA pojawił się wielki rywal – Sega Master System (swoje starało się też dorzucić ciągle żywe Atari). Sega MS była konsolą znacznie potężniejszą i wydajniejszą od NES-a, jednak nie miała tak dobrze ugruntowanej pozycji na rynku. W tym momencie ukazał się kolejny geniusz strategiczny Nintendo – oczywiste jest, że każdy twórca gier, by odnieść sukces musi wydać swoje dzieło na najbardziej popularnej konsoli (wówczas NES), panowie z japońskiej firmy świetnie ten fakt wykorzystali – wprowadzili umowy, które pozwalały deweloperom na wydanie gry wyłącznie na NES i żadne inne konsole (genialne posunięcie, prawda? :p). Zarówno Sega jak i Atari pozostały z niczym. Do tej nierównej walki włączył się nawet rząd amerykański, by zapobiec monopolizacji rynku nakazano zmienić przepisy dot. wydawania gier. Oczywiście Nintendo nie protestowało, przepisy zmienili, ale w taki sposób, żeby nic nie stracić. Firma produkująca gry mogła je wydać na innej platformie… 4 lata po premierze na NES 🙂 Jak wiadomo po 4 latach wydanie tej samej gry nie może przynieść większych korzyści materialnych.
Nintendo zawładnęło rynkiem Stanów Zjednoczonych swą świetną strategią, troszkę szkoda, że wyniszczyli Atari i Segę. Najciekawsze, że pierwsze gry stworzone przez Nintendo (zanim firma wyprodukowała własną konsolę) były wydane, jak napisałem we wstępie, właśnie na Atari. Cóż – takie są prawa świata, mocniejszy zjada słabszego…

NES Historia

Jak sprawy wyglądały w Europie (a w konsekwencji w Polsce)? Bardzo źle – Nintendo najnormalniej w świecie zapomniało o Starym Kontynencie, konsolę wypuścili dopiero dwa lata po premierze w USA. Pamiętali o nas jednak pozostali Azjaci i szturmowali nasze rynki konsolami Pegasus (nazywanymi przez złośliwych FAMIKLON). Gdyby nie te właśnie podróbki rynek europejski mógłby być ostoją chociażby dla Segi czy Atari. Poszedłbym nawet krok dalej – te klony FAMICOM/NES paradoksalnie pozwoliły Nintendo opanować Stary Kontynent. Większość grając na swym Pegasusie marzyła żeby kiedyś poznać „ten jedyny oryginał” i kupowała kremową (japońską) bądź szarą (amerykańską) wersję platformy, tym samym zasilając budżet wielkiej korporacji N 😉
Jakkolwiek by nie mówić o Pegasusie – bazarowa podróbka, FAMIKLON czy prawie-NES, trzeba pamiętać, że to właśnie on swego czasu podbił serca polskich graczy i zapisał karty historii złotą czcionką, przy okazji z niejednego czyniąc wielbiciela konsol.
Za to z pewnością, bez dwóch zdań, należą mu się pokłony i ogromny szacunek…

Recenzja – Evil